Geoblog.pl    maugosiam    Podróże    American dream    Piraci z Doliny Krzemowej
Zwiń mapę
2013
12
cze

Piraci z Doliny Krzemowej

 
Stany Zjednoczone Ameryki
Stany Zjednoczone Ameryki, Dolina Krzemowa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12549 km
 
Kolejna noc jest zaskakująca spokojna w porównaniu do poprzedniej. Może to zmęczenie znieczuliło nas na śmieciary i dostawczaki…

Dziś w planach jest Dolina Krzemowa. Dzień wcześniej już na mapce googlowej oznaczamy gwiazdkami wszystkie szyldy z branży IT, z którymi chcemy mieć fotki. Dzięki temu będziemy mogli bezmyślnie podążać za wskazówkami nawigacji. Ale zanim tam - najbliżej naszego hotelu jest dom Steve’a Jobsa – a właściwie jego rodziny. Adres jest powszechnie znany, więc bez większych problemów w ciągu parku minut docieramy na miejsce. Parkujemy kilka przecznic dalej, żeby móc spokojnie pochodzić po jednej z najdroższych dzielnic świata. Jest przeuroczo. Świeci słońce. Jest bardzo ciepło. Domy według naszych standardów może nie wyglądają szczególnie spektakularnie, ponieważ tu wyznacznikiem ich wartości nie jest z pewnością jego trwałość. Wahania temperatury z 15 stopni zimną do max 30 latem i brak deszczu powodują, że większość to nieduże drewniane parterówki. Coś, co jest rzeczywiście warte uwagi to ogrody. Nie są duże, ale latynoskie firmy landscepe’ingowe robą wszystko, by wyglądały jak z bajki. Wystrzyżone krzewy, gęste dywanowate trawniki, sekwoje i hipnotyzujące kwiaty niesamowicie relaksują wzrok. Gdyby tak usiąść na werandzie któregoś z tych domów i móc sobie podziwiać to z filiżanką kawy w dłoni… Raj! Czas jakby się zatrzymał. Mijamy joggingujące piękne żony inżynierów z googla, appla i innych. Starsi ludzie miło nas pozdrawiają. Panuje cisza i tylko od czasu do czasu słychać hiszpański. To Meksykańcy pracują przy posesjach.

Dom Jobsów jest o tyle nietypowy, że nie wygląda jak inne, czyli jak pastelowy torcik. Nie mam pojęcia czy to brązowa cegła, czy tylko papierowa elewacja, ale jest mroczno-ciemny. Dobrze, że stoi akurat na skrzyżowaniu ulic i można obejrzeć go z dwóch stron. Cała historia z książki Isaacsona wraca. Może okna, na które patrzymy z kilku metrów, są tymi z jadalni, służącej człowiekowi, który odmienił nasz świat, do treningów swoich genialnych wystąpień. Może… Z opisu książkowego wynikało, że Jobs bardzo kochał ten dom i okolicę.

Pod domem Jobsów parkuje samochód. Wysiada z niego biały chłopak – może to jego syn. Idziemy dalej. Przechodzą mnie ciarki. Kiedy parę miesięcy temu słuchaliśmy audiobooka, nawet nie marzyłam, że będzie mi dane dotknąć tej scenerii… Niesamowite!

Jedziemy do Doliny. Pierwszy na liście jest Apple. Trochę nas rozczarowuje, bo w telewizji pokazują gigantyczne białe jabłko na szklanej ścianie przy wejściu głównym. Oszukują! To jabłko musi być w jednym z Apple Storów w San Francisco. Tu jest kompleks białych budynków z których wejścia nazywają się Infinite Loop n (n=1,2,3…) – przezabawne :/. Pomiędzy budynkami kręcą się głównie faceci z wieku 30-40 lat. To głównie hindusi, skośni i biali. Trochę się tam kręcimy i w końcu dopada nas czarny z ochrony. Niestety nie można robić zdjęć. Dobrze, że nie każe usunąć tych, które zrobiliśmy do tej pory. Nic tu po nas.

Kolejny na liście jest Google. I tu zaczyna się zabawa! Dosłownie! Cały kompleks wygląda jak jeden wielki plac zabaw. Wszędzie leżą kolorowe rowery, którymi pracownicy przemieszczają się pomiędzy budynkami. Od razu łapiemy po jednym i w dłuuuuugą. Śmigamy sobie wtapiając się w tłum. Tu jest zdecydowanie więcej białych w naszym wieku, więc się szczególnie nie odróżniamy. Robimy fotki z Androidem i tabliczką na ulicy uwaga uwaga jakiej? Ulicy Google! Hahahahhaha. Jest tak fajnie, że nie chce się nam stąd ruszać. Niestety mamy jeszcze kilka korporuchów przed sobą, więc w końcu się stamtąd zmywamy. Zahaczamy jeszcze o Linked-In’a, Intela (i muzeum procków), Cisco i oczywiście… Fejsa!

Lekko generalizując, większość firm, które zwiedzamy, nie posiadają super-nowoczesnych budynków, chociaż trzeba im przyznać, że są pięknie położone. Mają fontanny, ogrody i wiele innych ozdobników. Adaptują się też do silnego amerykańskiego trendu, a mianowicie ekologii, a ściślej: zielonej energii. Wszystkie uprzywilejowane miejsca parkingowe nie należą do managementu – należą do posiadaczy pół-elektrycznych aut, ponieważ tam są wtyczki do ich ładowania. Mnóstwo osób jeździ hybrydami i to naprawdę czuć w powietrzu.

Zastanawiam się jak my byśmy się odnaleźli w tej rzeczywistości i dość szybko dochodzę do wniosku, że to średnia opcja. O godzinie 19:00 na parkingach jest pełen skład! Work-Life balance to pojęcie tu zupełnie zapomniane, żeby nie powiedzieć – egzotyczne. Ludzie żyją, żeby pracować, a nie odwrotnie. Odnalazłabym się w klasycznym domu z białą stylową werandą (zamiast ukochanego szkła, metalu i połysku), wśród ludzi, którzy nie do końca potrafią się zaprzyjaźniać na śmierć i życie i przy 15 stopniach Celsjusza we własne urodziny. Nie odnalazłabym się w mega-korporuchu o godzinie 21:00, nawet gdyby było to centrum zarządzania światem! :). Gdybym jeszcze miała jakieś talenty... A tak, opcją jest jedynie pracownik rozdmuchujący liście w meksykańskiej firmie landscapingowej hahahhaha.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
maugosiam
malgorzata majchrowicz
zwiedziła 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 45 wpisów45 16 komentarzy16 275 zdjęć275 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
23.05.2013 - 15.06.2013
 
 
02.05.2010 - 17.05.2010