Geoblog.pl    maugosiam    Podróże    American dream    San Francisco - Downtown
Zwiń mapę
2013
11
cze

San Francisco - Downtown

 
Stany Zjednoczone Ameryki
Stany Zjednoczone Ameryki, San Francisco
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12494 km
 
To była ciężka noc. Nic wcześniej nie wskazywało, że okno na ulicę będzie nieszczelne. Nie tylko okno. Ściany też. Przez całą noc słuchamy napieprzających śmieciarek, dostawczaków rozładowujących się przy pobliskich restauracjach i telewizyjnego kanału informacyjnego u naszych sąsiadów. O 5 ustalamy, że oboje jesteśmy kompletnie nieprzytomni i zaczynamy gadać. Koło 7 jakby wszystko ucicha. Sąsiedzi wychodzą. A my… zasypiamy.

Koło 10 wyłaniamy się w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Z map googlowych wynika, że mamy obok organicznego Whole Food’a. Zmierzając w tamtym kierunku natykamy się na Subway’a. Aaaa zostańmy już tu.

Po śniadaniu kawa. Oooo! Obok mają Starbucks’a. Jest dość zimno, a okolica prześliczna, więc dobrze będzie pogapić się na nią przez wielkie okna. Architektura tu bardzo europejska. Stare, odrestaurowane budynki bibliotek i ratusza. Przyglądam się też nielicznym ludziom dookoła. To raczej nie dzielnica biznesowa – nie ma nikogo w garniturze, raczej emeryci w drodze do codziennych zajęć wstępują na kawę. Zauważam też, że jesteśmy na celowniku pewnej pani koło 60-tki. Co spotykamy się wzrokiem, ona się uśmiecha. Myli nam z kimś? W końcu się do nas podsuwa. Przyznaje, że trochę nas podsłuchuje i zgaduje, że jesteśmy francuskimi studentami. Hahahaha. Dobre! Że francuskimi, to miłe, ale że studentami to już przemiłe! Zaczynamy gawędzić. Opowiadamy o naszej wycieczce, a ona o swoim życiu. Jak dowiaduje się, że jesteśmy z Polski reaguje bardzo przyjaźnie. Myślimy, że to tylko z grzeczności, ale nie. Chodzi o to, że zakochała się kiedyś w Polaku, który przyjechał na studia do Minnesoty. W San Francisco był tylko na wakacjach i ponieważ uczucie było obustronne, chciał ją zabrać ze sobą. Była bardzo młoda i nie potrafiła podjąć decyzji. Pojechał sam i długo jeszcze utrzymywali kontakt listowny. Potem on poznał tam żydówkę i to z nią się ożenił.

Bardzo miło się nam rozmawiało, ale kawa się skończyła, a czas gonił. Pożegnaliśmy się serdecznie i wysłuchaliśmy końcowych rad odnośnie zwiedzania okolicy. Pani zostaje z jakąś finansową gazetą, a my wyruszamy do centrum miasta. Już nawet nie wspominam o kilometrach 6-pasmowych autostrad, którymi się tu znów poruszamy po mieście. Widok na wlotce jest powalający. Spójność aluminiowo szarych wieżowców, ich kolory i wyrazistość przy dzisiejszej klarowności powietrza widziana z wysoko-położonej drogi odbiera nam mowę. Wszystko to otoczone jest kolorowymi górami i błękitnym oceanem. Krupuś się drze, że mam nakręcać filmik. Ja w ręku trzymam komórkę z nawigacją i nie mam jak. Po jednym zjeździe trzeba szybko kontrolować gdzie dalej na rozwidleniu, a potem zaraz są kolejne zjazdy! No nie docenia mnie jako pilota! Zginąłby beze mnie w tym betonowym gąszczu! Finał jest taki, że filmik powstaje, ale i tak nic na nim nie widać tylko słychać jak się na siebie wydzieramy hahahahahahha.

San Francisco jest bardzo spektakularne. Stare budynki usytuowane są na górach i w dolinach. Jeżdżenie autem przypomina rollercoaster. Co chwila pstryka w uszach. Idziemy zobaczyć tramwaj wjeżdżających po zboczu wzniesienia. Eeee spodziewamy się, że to prawdziwy tramwaj, a to taki turystyczny, drewniany relikt. W mieście są jakieś konferencje organizowane przez Apple. Mnóstwo informatyków siedzi na ulicy z identycznie wyglądającymi zestawami lunchowymi. Jakieś sałatki i truskawki mh mh mh. Próbujemy wbić się do budynku, ale ochrona nas szybko wykurza. Krupuś sprawdza w necie o co chodzi. Jak nie wiadomo o co… to już wiadomo. Wstęp na serię konferencji i sałatkę z truskawkami kosztuje grubo ponad 1000 dołków hahahahha.

Parking kosztuje fortunę, więc zwiedzanie centrum odbywa się w ekstremalnie szybkim tempie. Robimy trochę fotek, ale słońce jest tak ostre, że ciężko coś wydobyć ze światłocienia. Jest dość tłoczno. Zauważamy też sporo bezdomnych. Co ciekawe, po tylu dniach w USA dopiero teraz widzę, że są oni w olbrzymiej większości biali albo czarni. Jeszcze nigdy nie spotkaliśmy skośnego. Skośni są bardziej zaradni życiowo?

W momencie, kiedy dochodzimy do wniosku, że jesteśmy zmęczeni tym biegiem – jedziemy na Golden Gate. Parkujemy przy czyjeś posesji i urządzamy sobie długi spacer plażą. Ale wieje od oceanu. Krupuś się buntuje, że mu zimno czy tam coś. Aaaaa nie nie nie. Już ja wiem o co chodzi. Mu wcale nie jest zimno. On nienawidzi chodzić i kombinuje jak tu podjechać pod sam most! Idziemy i koniec. W końcu przyznaje mi rację :).

Robi się późno. Trzeba już myśleć o kolacji i powrocie do hotelu. Klimat tu jest o tyle niesprzyjający, że po 6 wieczorem zaczyna wiać lodowaty wiatr. Polar czy kurtka zupełnie nie wystarczają. Hmmm – a chcieliśmy jeszcze zobaczyć z daleka Alcatraz. Aaaa widać! Widać! Rzeczywiście nic szczególnego. Nie zdecydowaliśmy się na płynięcie tam statkiem, ponieważ po pierwsze było bardzo drogo, po drugie to cały dzień z głowy, a po trzecie pani w Starbucksie zaręczała, że szkoda czasu na oglądanie starego więzienia. Nie żałujemy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
maugosiam
malgorzata majchrowicz
zwiedziła 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 45 wpisów45 16 komentarzy16 275 zdjęć275 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
23.05.2013 - 15.06.2013
 
 
02.05.2010 - 17.05.2010