Geoblog.pl    maugosiam    Podróże    American dream    Grand Canyon
Zwiń mapę
2013
02
cze

Grand Canyon

 
Stany Zjednoczone Ameryki
Stany Zjednoczone Ameryki, Grand Canyon Village
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10873 km
 
Uffff nie było pluskiew. Oglądam się cała centymetr po centymetrze i oprócz spalonych ramion nie widzę nic niepokojącego. Dziś zakładam coś z rękawem, a zjaram sobie nogi hahahaha.

Ruszamy do Wielkiego Kanionu. Krajobraz za Flagstaff zmienia się diametralnie. Jest płasko i zupełnie pusto. Po drodze kupujemy kanapki – niestety nieorganiczne :P.

Ale oni tu mają drogi! Do prowadzenia automatu nie potrzebne są dwie ręce więc Krupuś jednocześnie popija koksik, robi fotki i kręci kierownicą. W radiu leci Micheal Buble: „it’s beautifull day I can’t stop smiling” – co za przypadek!

Po godzinie stoimy przed jednym z cudów ziemi. Coś nieprawdopodobnego. Zupełny brak słów. Przecieram oczy z wrażenia i wyciągam przed siebie ręce sprawdzając czy ktoś nie rozwinął przede mną jakieś olbrzymiej fototapety. To się dzieje naprawdę!

Całe to miejsce jest tak genialnie zorganizowane. Wszędzie są asfaltowe ścieżki turystyczne, dzięki którym wózki inwalidzkie i dziecięce docierają do najpiękniejszych miejsc widokowych. Wszystko komponuje się z naturą. Urządzamy sobie kilkugodzinny spacer. Dzięki pilotowi do aparatu coraz częściej potrafimy robić sobie wspólne zdjęcia. Odwiedzamy muzeum geologiczne. Spotykamy nawet jakiś Polaków z Łodzi i Krakowa.

Jeszcze przed zachodem słońca decydujemy, że już tę noc chcemy spędzić w Vegas – 400km stąd. Krupuś namawia mnie do sprawdzenia auta – pierwszego automatu w moim życiu. Ale zajebista sprawa! Co skrzyżowanie chcę redukować do dwójki i ręka sama szuka drążka zmiany biegów. Komedia hahahahaha. Po kilku milach już wyprzedam TIRy. Krupuś w tym czasie szuka w necie jakiegoś dinera. W końcu znajduje coś ze świetnymi opiniami i zjeżdżamy z autostrady.

Całe miasteczko jest jak z jakieś bajki: drewniane domy i malowane kolorowymi farbami szyldy. Co ciekawe, jest położne przy słynnym historycznym ROUTE 66. Czas tu się zatrzymał na kowbojskim złotym wieku. Diner jest z naszego punktu widzenia niezwykle groteskowy. Wszystko, włącznie z sufitem, jest w boazerii, a na ścianach obok ślubnych fotografii założycieli restauracji, zdjęć Elvisa i Merlin, wiszą gigantycznych rozmiarów wypchane dzikie zwierzęta. Obowiązkowo: kilka łosi, jakiś orzeł i… ryś. Jest bardzo czysto. Przy stolikach siedzi trochę tubylców, co jeszcze bardziej utwierdza nas w przekonaniu, że to był strzał w 10. Zamawiamy. W mgnieniu oka pani przynosi wielkie burgery. Wołowina ma prawie 2cm i jest przepyyyszna! Krupuś nie wierzy, że to zjem i prawie się z nim zakładam. Phi! Wszamałam i rozglądałam się za JESZCZE :). Nie jest tanio, ale zdecydowanie było warto.

W trakcie jazdy odkrywamy w naszym wehikule czasu funkcję tempomatu. Nooo to radykalnie zmienia postać rzeczy. Krupuś już w ogóle nie musi nic robić. Jeszcze tylko brakuje, żeby przesiadł się na tylnie siedzenie i zdrzemnął.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2013-06-04 11:46
Cudowne miejsca.Ostatnie zdjecie jest rewelacyjne.
 
 
maugosiam
malgorzata majchrowicz
zwiedziła 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 45 wpisów45 16 komentarzy16 275 zdjęć275 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
23.05.2013 - 15.06.2013
 
 
02.05.2010 - 17.05.2010