Geoblog.pl    maugosiam    Podróże    American dream    Wtorek - znowu pada
Zwiń mapę
2013
28
maj

Wtorek - znowu pada

 
Stany Zjednoczone Ameryki
Stany Zjednoczone Ameryki, New York City
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6910 km
 
To masz ostatni pełny dzień w NYC. Pogoda trochę pokrzyżowała nasze plany i nie wszystko zobaczyliśmy. Najgorsze, że dziś też ma padać a nawet pogrzmieć. Z samego rana lecimy na Wall Street zobaczyć rzędy zakrawatowanych bankierów i maklerów wyskakujących z metra i wskakujących w wirujące drzwi budynków w dzielnicy finansowej.

Są. Idą gęsiego z papierowymi kubkami z kawą. Kolejny raz przekonuję się o tym jak bardzo jesteśmy zmanipulowani obrazami z mediów. Wall Street jest w rzeczywistowości taką jak inne śmierdzącą ciemną uliczką z krzywymi chodnikami a ci PIĘKNI LUDZIE mają zmięte na plecach przyduże marynarki. Cały czas łudzę się, że zobaczę chociaż jedną Claire z House of Cards. Ale nie! Kobiety wcale nie mają idealnie gładziutko uczesanych włosów (że niby profesjonalny look), tylko odgięte od spania na boku uczesane wiatrem fryzury a’la „pierun w mietłę”. Nie zauważam nawet jednej z krótkimi włosami. Nawet jednej! Do tej pory to był dla mnie symbol wyzwolenia się z ulegania męskim preferencjom estetycznym. Taką mają tu wolność ;). Nikt tu nie nosi rajstop do czółenek, ponieważ czółenka to egzotyka. Królują tandetne panterkowe baleriny niby pasujące do kostiumów. Szkoda!

Jemy śniadanie. Omlety. Zastanawiam się kto wymyślił dodawanie do wszystkiego ziemniaków i chleba na raz… Jesteśmy gotowi do kolejnego punktu programu – China Town i w tym momencie… znowu zaczyna padać. W strugach deszczu mijamy malutkich skośnookich restauratorów i sklepikarzy. Wszyscy chcą nam sprzedać niby-firmowe zegarki, perfumy, torebki i cholera wie co jeszcze. W końcu przemoczeni do suchej nitki wchodzimy do jednego z chińskich spożywczaków. Krupuś się w nim okopuje twierdząc, że z pustyni rękami stąd nie zamierza wychodzić. Wszędzie śmierdzą suszone ryby, ale przynajmniej nie pada na łeb hahaha. Nie rozpoznaję większości produktów. Nie ma też angielskich napisów. Wszędzie krzaczki. Obsługa nawet jak mówi po angielsku, to i tak nic byśmy nie zakumali hihihi. W końcu Krupuś pojawia się z jakimiś czarnymi sezamkami a ja jeszcze mu dokładam suszone mango. Po wyjściu ze sklepu nie przeszkadza mi nawet ściana deszczu, żeby na środku ulicy rozpakować zakupy i dokonać degustacji. Mmmmm. Parę plasterków mango i… znów przypomniało mi się, że… JESTEM GŁOOOODNA!

Jedziemy na Chelsea Market (mekka tych organicznych) na obiecanego wcześniej homara. Noooo i to jest HIT. Jeden pancerzak to malizna, ale na więcej nas nie stać :D.

Zaczynam się słabo czuć. Za bardzo przemarzłam. Czuję drapanie w gardle i dreszcze. Mam zupełnie mokre stopy. Musimy pojechać do hotelu bo jeszcze chwila i dostanę zapalenia płuc. Wskakuję do gorrrącego prysznica i po 20 minutach wracają mi siły. Wieczorem idziemy na kolację do Krupusia kuzyna. Musimy tam zostawić część bagaży, bo na zachodnie wybrzeże polecimy już tylko z jedną walizką. Po co płacić za wożenie wte i wewte golfów i długich spodni, których przy 42 stopniach i tak nie założymy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
maugosiam
malgorzata majchrowicz
zwiedziła 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 45 wpisów45 16 komentarzy16 275 zdjęć275 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
23.05.2013 - 15.06.2013
 
 
02.05.2010 - 17.05.2010