Geoblog.pl    maugosiam    Podróże    Grecja (Ateny i Peloponez)    Plaża :)
Zwiń mapę
2010
07
maj

Plaża :)

 
Grecja
Grecja, Githion
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 186 km
 
Dziś dzień totalnej wolności. Zero budzików i napiętych grafików. Co prawda wcześnie rano przez szparki między listewkami okiennic wciskają się promienie ostrego słońca ale nikt nie zamierza się tym przejmować.
Spaliśmy średnio, bo praktycznie co chwilę przez całą noc ktoś wracał do hotelu i trzaskał drzwiami. Słychać było głośne rozmowy z korytarza. Rano było za to wyjątkowo cicho. Nawet komary przestały atakować.
Podnosimy się koło 9:00 i idziemy na śniadanie. Zdania są podzielone. Ja chcę tym razem coś lekkiego (najlepiej na słodko, bo po wczorajszym nadzieniu szpinakowo serowym męczyłam się do połowy dnia). Krupuś ulega i idziemy do kawiarenko cukierni. Pani kompletnie nie przejęta klientami drze się na kogoś do telefonu (chociaż, po tych kilku dniach wśród tego temperamentnego narodu równie dobrze może komuś w ten sposób czule wyznawać miłość). Jak spoglądamy na nią znacząco (tzn. „Kobieto, my czekamy od kilku minut”) to się tylko uśmiecha i coś macha do nas ręką. Dajemy sobie spokój i wychodzimy. Robimy rundkę pomiędzy kamieniczkami i ponieważ nie znajdujemy nic konkurencyjnego postanawiamy dać gadającej pani jeszcze jedną szansę. Aaaaa gdzie tam – ona dalej drze się do słuchawki jak 10 minut wcześniej. W końcu przerywamy jej tą „miłą pogawędkę” i przepraszamy. Pani w ciągu sekundy odkłada słuchawkę i jakby nic się nie stało zaczyna nas z uśmiechem obsługiwać. Przed cukiernią są stoliczki i tam wciągamy po bułeczce. Gadająca pani widząc że się tam rozlokowaliśmy przychodzi i zapuszcza trochę markizę, żeby nas nie raziło słońce :).
Jeszcze przed 10:00 wyruszamy na pobliską plażę. Docieramy do miejsca poleconego nam przez Greka, który zaczepił nas wczoraj wieczorem na mieście. Plaża jest brudna i mało kameralna. Jedziemy dalej. Jest coraz upalniej. Bez klimy nie ma mowy o siedzeniu w aucie. Widoki nas zachwycają. Brzmi to pewnie banalnie ale za każdym razem urzeka nas coś innego. Tym razem jest to połączenie ludzkiej prostoty i natury. Mijamy kolejne wioski i skromniutkie domki z kamienia. Każdy z domków ma poletko, na którym uprawia oprócz obowiązkowych oliwek i pomarańczy: kukurydzę, ziemniaki i oczywiście kwiaty. W sumie najpiękniejsze są te ostatnie, bo ma się uczucie, że nikt nigdy w życiu nic w tych ogrodach nie zaplanował ale bogactwo, mnogość kolorów i kształtów tych roślin daje efekt przepychu. Zdaję sobie sprawę, że jakby ktoś nagle zabrał te kwitnące róże, pelargonie, sur finie to były to krajobraz jak po wojnie.
Tracimy orientację i szukamy w schowku GPSa. Nie wiele to daje bo on prowadzi nas do kolejnej obskurnej plaży, z brudzącym piaskiem i nieprzejrzystą wodą.
W końcu sami decydujemy czego chcemy i zatrzymujemy samochód na górze, po to, żeby mieć kamienistą plażę do której będziemy schodzić ze skał.
Piesza droga w dół jest ciężka. Osty mają kwiaty wielkości pięści, to łatwo sobie przeskalować kolce (oczywiście ja wybrałam się w japonkach!). W końcu docieramy do gołych skał, gdzie mamy wodę w okolicy 2m w dół. Rozrzucamy rzeczy (jak to my) i schodzimy po kamieniach do wody. Jest lodowata ale czyściutka. Kolejny raz dostaję opierdziel, że nie zapakowałam butów do pływania. No cóż, ile razy można dostać za to samo przestępstwo. Okazuje się że można. Brak butów jest barierą nie do pokonania i spędzamy czas na kocu gapiąc się jak woda obija się skały – jest bosko ale czegoś brakuje. Postanawiam nawet nakręcić filmik na komórce – żeby tylko tego nie zapomnieć.
Wracamy do auta i postanawiamy poszukać normalnej plaży, żeby chociaż na chwilkę wejść do wody.
Błyskawicznie taką znajdujemy. I to jaką – błękitną lagunę o lazurowej wodzie, gdzie na przestrzeni gdzie sięga wzrok w jedną i drugą stronę nie ma żywej duszy. Jesteśmy w raju! Znowu! :).
Spędzamy tam większość dnia, nie odczuwając ani głodu ani pragnienia. Jednak zdrowy rozsądek każe nam się stamtąd zabierać, żeby nie przegiąć ze słońcem jak na pierwszy raz.
Krętymi dróżkami (na szerokość jednej osobówki) wracamy do Githio gapiąc się jeszcze w morze. Jesteśmy głodni jak wilki. Próbuję namówić Kupusia na sałatki ale nie chce mnie słuchać i w kółko powtarza jak mantrę: kebap! Nic nie zdziałam, trzeba szukać jakieś mordowni z kabapem, bo sałatkę zjem wszędzie. Wjeżdżamy do miasteczka od innej strony niż zwykle i natrafimy na coś zupełnie nieoczekiwanego: jakieś przedmieścia, których turyści oglądać nie powinni. Nie ma w ogóle angielskich napisów. Wszędzie literki z wzorów matematycznych. Przerażający SYF! Połowa domów to slumsy z pourywanymi stropami. Co parę metrów na środku ulicy jest wysypisko śmieci, które powala swoim zapachem. Robimy parę fotek. Przezabawne są szyldy restauracji i sklepów poprzybijane pinezkami do sypiących się elewacji (a nawet murów). Trafiamy do baru-mordowni, w której bardzo przyjemnie pachnie papryką i w środku są ludzie. Hurra. Ja zamawiam sałatkę, a Krupuś kurczaka na patyku (tak się nazywa coś w rodzaju naszego szaszłyka drobiowego). Dzizas – najlepsza Grecka jaką tu jedliśmy. Jest wielka porcja a do tego olbrzymi gruby plaster fety. Niczego nie przyskąpili, a wręcz przeciwnie: wielki talerz pachnie przyprawami i jest suto zalany oliwą z oliwek. Chleb, za który zawsze nas kasują oddzielnie, jest w zestawie. I znów zapomnieliśmy się podelektować jedzeniem tylko wszystko wylizaliśmy z talerzy w 5 minut. Ja to jeszcze resztkami chleba wessałam tą przepyszną przyprawioną oliwę na dobitkę.
W drodze do hotelu slumsową uliczką napotkaliśmy między domami mały antyczny teatr. Co prawda był ogrodzony siatką i miał tabliczkę „Ancient Theatre”, ale poczucie braku porządku coraz bardziej w nas narastało. Z pomiędzy siedzeń wyrastają mchy i mnóstwo różnych innych większych roślin. Ten teatr przetrwał tysiące lat, dopóki go nie wykopali spod ziemi a teraz zniszczy go sama natura, bo nikt o to nie zadba. Brodząc w śmieciach docieramy do uliczki z portem i naszym hotelem. Jesteśmy wykończeni słońcem i idziemy na sjestę.
Wieczorem zrobiliśmy sobie własną imprezkę na balkonie z widokiem na port :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2013-05-29 10:52
Lubie spacery takimi waskimi uliczkami.
 
 
maugosiam
malgorzata majchrowicz
zwiedziła 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 45 wpisów45 16 komentarzy16 275 zdjęć275 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
23.05.2013 - 15.06.2013
 
 
02.05.2010 - 17.05.2010