Geoblog.pl    maugosiam    Podróże    Grecja (Ateny i Peloponez)    Prawdziwa Grecja
Zwiń mapę
2010
04
maj

Prawdziwa Grecja

 
Grecja
Grecja, Náfplion
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 94 km
 
Piszę, a to oznacza, że dotrwaliśmy dnia 3-ciego. Jest coraz lepiej. Każda minuta przynosi coraz to nowsze wrażenia. Wstajemy wcześnie i jedziemy na lotnisko do AVISa po auto. Pan grzecznie pyta czy Rafał prowadzi automaty. Jak tylko usłyszał, że chcemy manualną skrzynię od raz zaczął gdzieś wydzwaniać i okazało się, że w cenie niższej klasy dostajemy auto klasy wyższej – Opla Astrę. Po stercie formalności idziemy odebrać auto. Ten kraj mnie zadziwia. Pan który wydaje nam samochód bierze jakiś dziwny szablonowy rysunek (rzut auta z góry) i rysuje na nim jakieś kreski i kropki. Okazuje się, że zaznacza uszkodzenia. W sumie dobrze, że to robi, bo podążając za jego tokiem rozumowania my też sami znaczniej dokładniej oglądamy to auto i lecimy „dozgłaszać” znacznie poważniejsze wady jak wgięte drzwi i niedziałające lusterka (ciekawe czemu tego nie miał…).
Zmotoryzowani wyruszamy nową autostradą. Im dalej jesteśmy od Aten tym prawdziwszą Grecję widzimy. Jest pięknie. Na zboczach gór falują gaje oliwne. Gdzieniegdzie stoi jakiś piękny dom. Od razu nasuwa się myśl: Z tych kilkudziesięciu drzewek można tak sobie żyć. Hmmm. Coś co nas urzeka to kapliczki. Jest ich pełno. To takie mini-budyneczki w których mieści się świeczka. Większość tych świeczek jakby ktoś przed chwilą zapalił. Dziwne…, bo praktycznie nie spotykamy żadnych ludzi. Na kapliczkach są tabliczki z napisami po grecku. Domyślamy się jedynie, że taka kapliczka to strażnik regionu albo nawet pojedynczego pola. Trzeba poszukać w necie.
Najzabawniejsze jest to, że jedziemy, ale nie wiemy dokąd. Postanawiamy, że odwiedzimy Loutraki (kurort koło Koryntu) i jeżeli ceny będą znośne zanocujemy tam. Ceny są znośne ale tak bardzo ciągnie nas na południe że po lunchu ruszamy dalej. Męczy mnie choroba lokomocyjna więc już nawet nie patrzę na kapliczki tylko chcę dotrwać do końca drogi. Po jednej tabletce aviomarinu jednak zmieniam zdanie i zapominam o mdłościach, znów zachwycamy się kapliczkami :).
Docieramy do Nafplion. Postanawiamy szukać noclegu, bo 5-ta godzina to nie żarty. Nikt nie ma ochoty spać w aucie. Przeglądamy POI na GPSie i znajdujemy masę hoteli. Idziemy do pierwszego. Widać że będzie mordownia. W hallu nikogo nie ma ale dosłownie jak na klaśnięcie z obskurnych drzwi z napisem STOP wyłania się pani koło 70-tki. Już mamy ochotę wyjść (no bo niby po jakiemu dogadamy się z panią koło 70-tki). Nic bardziej mylnego – Pani mówi świetnie po angielsku i do tego jest bardzo komunikatywna! Daje nam klucze od trzech pokoi i mówi, że jak nie będą się nam podobać to pokaże nam 2-gi standard (ten 2-gi standard rozumiemy, jako jeszcze większą mordownię). Oglądamy pokoje i zamierzamy jeden z nich wziąć (nie od razu, ale oboje czujemy, że po małej wycieczce porównawczej i tak tu skończymy). Mówimy pani, że wybieramy się na spacer i w razie czego wrócimy. Pani nie daje tak szybko za wygraną i już trzyma w ręku klucze od pokoju w drugim standardzie. Do tego wszystkiego macha rękoma i każe iść za sobą. Aaaaa co nam szkodzi . Nigdzie się nam nie śpieszy. Nagle przed oczami staje nam zupełnie inny budynek – nowiutki. Wchodzimy do środka, a tam rzeczywiście 2-gi standard. Drugi w sensie INNY! Pani targuje się sama ze sobą. Wykrzykuje ceny a potem mówi jaki da rabat. Jakoś nie możemy jej odmówić i przynosimy swoje rzeczy. Koniec dźwigania – jest winda!
Rozlokowujemy rzeczy po pokoju i idziemy zobaczyć morze…
Miasto jest opustoszałe. Praktycznie sami Grecy czekający na sezon. Miejsca parkingowe w centrum świecą pustkami. Czujemy się WYJĄTKOWI :D.
W poszukiwaniu miejsca na kolację trafiamy do portu. Ale piękna szeroka promenada a wzdłuż niej ciągną się w nieskończoność mniejsze i większe knajpki. Zapuszczamy się w głąb lądu i w wąziutkich uliczkach wypatrujemy coraz to urokliwsze restauracyjki, zaczepiają nas kelnerzy i każdy z nich twierdzi, że TU jest „najwyjątkowiej”. Każdy szczegółowo opowiada o swoim menu. Najśmieszniejsze jest to, że w tych menu jest dokładanie to samo i jedynym wyznacznikiem, jakim trzeba się kierować jest cena i to co widzimy na talerzach innych gości.
W końcu siadamy w miejscu totalnie zaczarowanym. Pomiędzy dwoma położonymi blisko siebie kamieniczkami nad naszymi głowami rozpostarta jest siatka a na niej pną się różne rośliny. Niektóre już kwitną. Mamy uczucie jak byśmy byli w budynku, ale od morza powiewa świeżutka bryza. Niesamowite. Dali jeść: moja sałatka jest przepyszna ale Krupuś narzeka że w jego daniu jest za mało mięsa. Nie mówi wprost, że za mało, tylko że „słabe”, ale już ja wiem o co mu chodzi. Poprzedniego dnia miał 2 razy tyle :). Powaleni Mythosem idziemy spać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2013-05-29 10:50
Uwielbiam te sniezna biel budynkow i blekit nieba.
 
 
maugosiam
malgorzata majchrowicz
zwiedziła 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 45 wpisów45 16 komentarzy16 275 zdjęć275 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
23.05.2013 - 15.06.2013
 
 
02.05.2010 - 17.05.2010